Społeczeństwo / Życie za granicą
today15 marca, 2025 85 1 20 5
Angielski przepis na absurd – podane z octem i frytkami
W absurdzie życia w Anglii potrafimy dostrzec całą masę nonsensownych sytuacji, które pozostawiają wiele do życzenia. Już sam fakt spotykania instalacji od toalety na zewnątrz budynków czy zagwozdka z dwoma kranami – z których jeden leje zimną wodę, a drugi wrzącą – budzi niemałe zdziwienie. Jak to możliwe, że w cywilizowanym kraju ktoś wpadł na pomysł, aby użytkownik robił test cierpliwości i zręczności za każdym razem, gdy chce umyć ręce? Przecież
„Nikt nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji!” – podobnie jak nikt nie spodziewa się, że dwa krany mogą stanowić wyzwanie godne zagadek Sherlocka Holmesa.
Nie brakuje też innych nonsensów, jak choćby bramki przed wejściem do parku czy alejki dla pieszych. Ich głównym zadaniem jest powstrzymanie użytkowników jednośladów z napędem silnikowym. Trzeba przyznać, że to im się udaje – bo nawet ja, choć jestem szczupły, muszę przechodzić bokiem niczym szczur w labiryncie. Nie ma co liczyć na wygodne przejście przodem – zasada jest prosta: jeśli czegoś nie da się nauczyć czy wyedukować, to najlepiej postawić znak „STOP” albo utrudnić życie innym. W Anglii absurdów architektonicznych jest tyle, że nawet królowa by się w tym pogubiła.
W Polsce oczywiście zakazy i nakazy są powszechne – „nie idź”, „nie patrz na to”, „nie wolno”. W Anglii za to każda możliwa sytuacja ryzyka wymaga odpowiedniej tabliczki. W razie wypadku można śmiało powiedzieć: „Tabliczka była! Jeśli ktoś nie umie czytać, to jego problem”. Podobno nie każdy wie, że gorąca woda może poparzyć – dlatego trzeba o tym przypominać na każdym kroku. W moim miejscu pracy jest więcej tabliczek niż pracowników – ale czy ktoś się nimi w ogóle przejmuje?
„To tylko draśnięcie!” – jakby powiedział rycerz Czarny z Latającego Cyrku Monty Pythona. A że ktoś stracił rękę? Ważne, że była tabliczka!
Ostatnio w magazynie doszło do pożaru – zapalił się piec jeszcze z czasów Margaret Thatcher. Zamiast ewakuować ludzi od razu, menadżer długo rozważał, czy dym rzeczywiście zagraża zdrowiu. Dopiero gdy pracownicy wdychali pełną tablicę Mendelejewa, zdecydowano się na ewakuację. Problem w tym, że regulamin zabrania zabierania kurtek, więc na parkingu – Fire Assembly Point – staliśmy na mrozie w samych koszulkach. Może i chronimy życie, ale rozsądek gdzieś się zgubił. Gdyby w przepisach zapisano: „Zabierz kurtkę w razie pożaru”, pewnie ktoś by się o nią potknął i pozwał firmę. Bo w Anglii wszystko jest możliwe!
Kiedy wróciliśmy do środka, nadal czuć było spalony plastik. W powietrzu unosił się aromat palonych kabli – nowy zapach „Magazyn Winter Fresh”. Nawet jeśli wszystko wraca do normy, absurd pozostaje – bo choć Anglia uchodzi za kraj pełen zasad i przepisów, to logika często idzie w zapomnienie. Wciąż nie wiem, dlaczego tu nie ma koszy na śmieci ani czemu okna otwierają się na zewnątrz. Może to specjalny test na kreatywność mieszkańców? W końcu, kto potrzebuje drabiny, żeby umyć okno na pierwszym piętrze?
Anglia – kraj kontrastów, gdzie tradycja miesza się z absurdem, a bezpieczeństwo często graniczy z groteską. Przynajmniej mogę zawsze liczyć na to, że coś mnie tu jeszcze zaskoczy. A na poprawę humoru? Chipsy z octem i frytki w kanapce – brytyjski sposób na przetrwanie w krainie absurdu.
Z jakimi absurdami dnia codziennego ty się spotykasz na swojej drodze? Potrafisz dostrzec nie-normę?
Napisane przez: Michał Chyła
absurd Anglia czarny humor Latający Cyrk Monty Pythona życie za granicą
today18 marca, 2025 60 120
Strona została stworzona przez Radiopodziemia24/7. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Anna w 16 marca, 2025
Świetny felieton 😊 uśmiech nie schodził mi z twarzy i tylko kiwałam głową potwierdzając każdy jeden wymieniony absurd 😆
Kolejny absurd jaki mi przychodzi do głowy to sprzedawanie szczoteczek elektrycznych z europejskim wejściem przy ładowarce…. I choć w nowym budownictwie są montowane odpowiednie gniazdka, to nie każdy w takim domu mieszka 😅