Na ostatniej sesji terapeutycznej psycholog zadał mi pytanie, które przewróciło moje myślenie do góry nogami: „Zdajesz sobie sprawę, że unikając odpowiedzi na pytanie o swoje emocje, uciekasz od siebie? Zamiast mówić o tym, co czujesz, wskazujesz na innych ludzi i sytuacje zewnętrzne”.
Aż chciałem zapytać: „Czy to źle? Przecież tak robią wszyscy!”. Ale zamiast tego, tylko pokiwałem głową. Bo wiedziałem, że ma rację. Jestem mistrzem narracji o tym, co na zewnątrz, a nie o tym, co w środku. Jakbym mówił: „Jestem tym, czym jesteś ty”, zamiast: „Jestem tym, kim jestem”.
Może przez lata zbudowałem sobie perfekcyjną wymówkę. Narzędzie do unikania odpowiedzialności. Rodzice? Winni. Koledzy? Wiadomo. Szkoła? Oczywiście! Każdy tylko nie ja. I tak mijały lata, a ja coraz bardziej odrywałem się od rzeczywistości, bo przecież łatwiej znaleźć winnego niż spojrzeć w lustro i powiedzieć: „Hej, może to jednak ty?”.
„Nie martw się” – mówiłem sobie – „przecież jesteś bezpieczny w tej bańce, którą sobie stworzyłeś”. I to było wygodne… aż do pierwszego trzęsienia ziemi. Rozstanie, utrata pracy, problemy zdrowotne – i nagle ta bańka pęka. A ja zostaję sam na sam z tym, od czego tak długo uciekałem.
Chciałbym żyć spokojnie, nie martwić się o pieniądze, nie bać się o zdrowie, nie żyć w lęku o przyszłość. I – co chyba najważniejsze – chciałbym móc dbać o tych, których kocham. Ale jak to zrobić, jeśli nie wiem, kim naprawdę jestem?
Pytanie za milion dolarów: „Gdzie jest moje Ja w tym wszystkim?”. Moje prawdziwe Ja, nie to schowane za iluzjami, które sam sobie tworzę. Bo przecież to ja decyduję, jaką wersję siebie pokażę światu. A chciałbym, żeby to była wersja, która bierze odpowiedzialność za swoje życie, a nie szuka kolejnych wymówek.
Kiedyś sądziłem, że nie mam w sobie niczego wyjątkowego. Moje talenty? Jakie talenty? Moje cechy? Nic nadzwyczajnego. A może to wcale nie były ograniczenia, tylko coś, co trzeba było zrozumieć i zaakceptować?
„Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie” – powiedział Einstein. Brzmi świetnie, prawda? Tylko co z tego, jeśli nie zrobi się pierwszego kroku? Wyobraźnia jest cudowna, ale jeśli tylko pozostaje w sferze marzeń, może stać się więzieniem.
Może nie od razu zostaniemy ekspertami, ale powoli, krok po kroku, możemy nauczyć się posługiwać naszymi talentami. A kto wie – może z czasem nie tylko osiągniemy w tym mistrzostwo, ale też pomożemy innym?
„Twórczość to pozwolenie sobie na popełnianie błędów. Sztuka to wiedza, które z nich zachować” – mawiał Scott Adams.
Wniosek? Czasem trzeba pozwolić sobie na pomyłki. Czasem trzeba wyjść poza to, co oczywiste. Czasem trzeba przekroczyć granice, które sami sobie stawiamy. Odpowiedzi na pytania o siebie to narzędzia – i trzeba się nauczyć je obsługiwać. Może czasem trudno się do nich zabrać, ale po kilku próbach zaczynamy rozumieć, jak je wykorzystać w codziennym życiu.
I wtedy nasze marzenia zaczynają nabierać sensu.
Napisane przez: Michał Chyła
odpowiedzialność psychologia wyobraźnia zmiana życie
Strona została stworzona przez Radiopodziemia24/7. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Komentarze do wpisu (0)